Niniejszy tekst jest próbą przedstawienia planów wydawniczych producentów modeli lotniczych w skali 1/72, a obejmującą rok 2017. Przedstawieniem jedynie z punktu widzenia obserwatora tego rynku, czasem klienta i odbiorcę & konsumenta końcowego. Dodam, że autor starał się oczywiście pisać jak najbardziej obiektywnie, ale uniknięcie ocen osobistych, ironicznych uwag i drobnych szpileczek było znacznie trudniejszym zadaniem, niż powstrzymanie się przed użyciem okropnego słowa #wypust. Aliści, jak mawiał nieodżałowany pan Waldorff, uzus polskiej społeczności głównych for modelarskich napiera – stawiam mu czoło.
Rok 2016 niekoniecznie zapisze się w historii jako rok najlepszych decyzji, hurraoptymizmu i powszechnej szczęśliwości od Atlantyku po Władywostok.
Szczęśliwiej dla społeczności modelarskiej okazał się on – zdaniem piszącego ten felietonik – znacznie lepszy. Z jednej strony apetyty zaspokajał brytyjski Airfix – z którego jakością bywa różnie (ach, te niekończące się dyskusje – czy linie podziału są za głębokie, czy wprost przeciwnie – za płytkie). Z drugiej strony Europy czeskie imperium Eduarda podbiło poprzeczkę jakości, dokładności, miodności zaczynając świetnym Focke – Wulfem Fw- 190A, a dobijając leżącego w drgawkach rozkoszy archetypicznego modelarza – doskonałym, rewolucyjnym i rewelacyjnym Supermarine Spitfirem Mk. IX.
Pozwolę sobie nowości omówić mniej więcej geograficznie, ruchem konika szachowego poruszając się z zachodu na wschód.
Airfix
Grudzień, w ubiegłych latach był tradycyjnie dla Airfix’a miesiącem, kiedy to w adwentowym kalendarzu stopniowo ujawniano terminarz nowości na nadchodzący rok.
Tradycja okazała się dość elastyczną, bowiem nowości na rok 2017 ogłoszono jednocześnie z premierą Airfix Modelers Year Book na początku stycznia.
Przełożenie kalendarza premier stało się dość zrozumiałe, gdy uwzględnimy jego obfitość.
A właściwie i niestety – małość.
Obok zapowiedzianych dużo wcześniej McDonnell Douglas FG.1 Phantom’a i Messerschmita Me-262, magicy z Airfixa do wyciagnięcia z kapelusza mieli tylko North American B-25 Mitchell w wariancie C/D.
Samolot, który w wersjach późniejszych wielokrotnie sprezentowała droga wszystkim Hasegawa, doczeka się tym samym współczesnego odwzorowania w skali siedem – dwa. Tym samym zastępując sympatyczny, ale jednak odrobinę nieprzystający do wymagań stawianych przez społeczności model ze stajni Italeri.
Kilka tygodni wcześniej Airfix zorganizował dość eksperymentalny czat dla swojej klienteli, wykorzystując w tym celu społecznościowy Twitter. Tamże padły słowa mające przygotować brać modelarską na rok nadchodzących reboxów, w kraju nad Wisłą zwanych przepakami. Całość strategii kultowego producenta z UK stała się jasna – najpierw ogłaszamy wstrzymanie produkcji kilkunastu zestawów, wliczając w to szereg #newtooling, by po wyprzedaniu zapasów z radością ogłosić ich powrót, w nowych & lepszych opakowaniach. Proste i skuteczne.
Fix wykazuje objawy odrobinę azjatyckiej nieprzewidywalności – od premiery Hurricane’a, którego zdecydowano się zaprezentować w wersji ze skrzydłem krytym płótnem, fora i blogi modelarskie krzyczą unissono – „METAL WING”. Tymczasem metal-skrzydłowego „Huragana” marketoidy z …fixa zaprezentowali w wersji z późnym płatem w ciut-większej-skali, natomiast w 72 – nabrali wody w usta. Reguły otaczającego nas – modelarzy – świata producenckiego są jednak bezlitosne. Premiera „Hurricane’a Późnego” od Airfixa musi bezwzględnie zbiec się ze wznowieniem, w koniecznie dużych (czyt. dostępnych także poza Tokio) modelu Hasegawy.
Zwrócę uwagę na jeszcze jeden fakt airfixowy – premiery wszystkich trzech nowości zaplanowano na drugą połowę roku. Odpowiednio – lipiec/sierpień dla Me-262, wrzesień dla Phantoma i końcówka roku dla Mitchella. Pierwsze półrocze minie zatem klientom na radości czerpanej z przepaków.
Przygotowanie produktu, research & development w przypadku tak obfitego portfolio nowości, do jakiego przyzwyczaił nas ten producent – oznacza oczywiście poważne obciążanie zasobów. Warto wiedzieć, że zespół Airfixa jest stosunkowo niewielki – liczący ok 10- 20 osób. Dodać należy, że firma – matka – Hornby Hobbies bywa bowiem często obiektem i artykułów prasy mainstreamowej i jednocześnie niekończących się dyskusji w brytyjskiej społeczności modelarskiej. W wielkim skrócie – nie wszystkie karty w talii Hornbego zwiastują sukces. Osłabienie jednej marki, niestety powoduje osłabianie innych w kolejnym roku budżetowym. Poważne kłopoty jednej z marek w latach 2015-2016 – niestety odbijają się ofertą …fixu na rok 2017.
Revell
Podtytuł fragmentu: Smutne realia
HobbiCo. Revell Germany również tradycyjnie ma swoją datę ujawnienia kalendarza nowości.
Pierwszego stycznia roku 2017 Revell ogłosił społeczności siedem- dwójkowej, że panie i panowie – NIE W TYM ROKU. Wybiła północ, zamiast strzelającego korka od szampana rozległo się cichutkie psssss.
Kiedy publiczność szturmowała kina, by w okres świąteczny nagrodzić się porcją doskonałego kina rozrywkowego spod znaku Gwiezdnych Wojen, kalendarz nowości Revella był już gotowy.
I jak sadzę, te dwa fakty są troszeczkę ze sobą powiązane.
Zakup licencji na produkcję zestawów modelarskich ze świata Star Wars [TM] od Disneya, mógł i doprowadził do radości księgowych Revella oglądających kolumnę pod nazwą przychód. A przyczynę tegoż można unaocznić sobie w najbliższym hipermarkecie na stoisku zabawkarskim. Z drugiej strony, produkty dla oldskulowych oldtajmerów wstydliwie (choć pewnie raczej bezwstydnie) zostały odstawione na bocznicę. Dodajmy, że obok licencji na masówkę spod flagi Imperium i Rebelli, Revell zakupił także prawa do marki Warhammer. Tym samym spodziewajmy się podobnych, dziwnych zawirowań – analogicznych z tymi związanymi z wycofaniem z anglojęzycznych wersji japońskich sklepów wszystkich StarWars’owych produktów Bandai czy FineMolds
Oczywiście, Revell co roku przygotowuje wielki produkt model w dużej skali 1/32.
Ale jest to też model tłuczony w setkach egzemplarzy i sprzedawany w całej Europie w hiper und uber marketach zabawkarskich, nie zaś li i jedynie specjalistycznych sklepach, czy raczej sklepikach modelarskich.
Troszeczkę niestety martwi fakt, że i wyspecjalizowani producenci kroczą ścieżką wybitą przez blockbustery – wyzwalaczem zestawów spod znaku Eagle Cals są od wielu miesięcy właśnie premiery dużych produkcji Revella. O ile zrozumiały jest mechanizm – duży model wpada z impetem do sprzedaży – modelarscy celebryci przygotowują poradnik pt. „Jak zgrabnie złożyć do qpy i pomalować #BBM (BigBeatifulModel). Jednakże świat w którym i rynek poza-mainstreamowy miałby się skupić tylko na Wielkich&Pięknych Produktach, byłby światem ubogim i smutnym. Intrygująca w tym kontekście jest właśnie wybiórczość zasłużonej Eagle Editions, która jakby zupełnie nie dostrzegła premier rewelacyjnych modeli Eduarda – zarówno Focke – Wulfa, jak i Spitfire’a.
I tak to Revell, nie rozpieszczający w dwóch poprzednich latach miłośników skali dżentelmenów (F4-U Corsair w 2015 & Spitfire Mk.II w 2016),
rok 2017 postanowił (jeśli!) przeznaczyć min. na wzmocnienie segmentu prostych w budowie #quickbuild modeli samochodów.* Czy w realiach, kiedy najbardziej pożądaną zabawką jest ciągle konsola, tablet czy zdalnie sterowany dron strategia wychowywania przyszłych składaczy zestawów ma szanse powodzenia, pokaże i czas i… tabelki Excela revellowych marketoidów.
Oczywiście – dla autora nie ulega wątpliwości, że takie podejście ma sens – czytelnik wybaczy kolokwializm – zdroworozsądkowy, edukacyjny. Natomiast rozłożenie akcentów między świadomym wyboru modelarzem, a marketingowo inspirowanym konsumentem, to…hm zadanie wymagające rozwiązań systemowych [#apsik – kichnęłaś Sowo, kiedy powiedziałaś takie długie i mądre zdanie, napisałby Puchatek]
Heller
Heller w roku 2014/2015 prezentował na targach w Norymberdze kilka zaprojektowanych nowości. Niestety, kondycja finansowa firmy nie była dobra i na prezentacjach się skończyło, a w mediach francuskich pojawiły się ogłoszenia zachęcające inwestorów do zakupu firmy.
Poważny zastrzyk gotówki firma odnotowała dopiero na początku roku 2016. Być może, z nowym właścicielem, firma znowu zacznie błyszczeć na modelarskim rynku. Co choćby ze względu na niemiecką śpiącą konkurencję, kto wie czy nie wyszłoby zjadaczom plastiku na zdrowie (metaforycznie jeno – drogi czytelniku – prosimy nie konsumować plastiku!)
Italeri
Ach, producent ze słonecznej Italii. O ile lata poprzednie przyniosły dwa duże tematy Short Stirlinga oraz Sunderlanda, kolejne zapowiedzi i nowości w lotniczej skali 1/72 przynoszą jedynie efektownie opakowane edycje i re-edycje z obszernego, choć zdecydowanie domagającego się przewietrzenia katalogu. Ciesząca oko seria „Vintage” czy uzupełniane pojedynczymi ramkami modele zaprojektowane w latach 70′ i 80′ nie zapełnią luki pełnej nazw zaczynających się na Fiat, Macchi itd. Troszeczkę nadziei w serduszka modelarzy obolałych brakiem przykładowego Fiata G.50 wlał plebiscyt urządzony przez Italeri na profilu/stronie tej firmy w serwisie Facebook. Plebiscyt obejmował zarówno tematykę lotniczą, morską jak i jezdną, z podziałem na wiele skal i odmian. Czy faktycznie zabawa ze społecznością facebookową zaowocuje czymś więcej niźli tylko społecznościowym szumem? Lista zapowiedzianych produktów na rok 2017 nie przynosi odpowiedzi na to pytanie.
Powracają przepaki, a i marketing Italeri skupia się na współpracy z przemysłem gier komputerowych.
ICM
Ukraiński producent stopniowo poprawiający technologię, rozwijający i tak obszerne portfolio produktów przez ostatnich kilka lat umocnił się na tyle, by powoli wchodzić na miejsce zwolnione przez omówionych wyżej starszych i większych braci.
Modele z Kijowa schodzące z wtryskarek przez ostanie kilkanaście miesięcy są klasą samą w sobie.
Na tyle dobrze, że po ramki z plastikiem ukraińskiego potentata ustawiają się w kolejce producenci z zachodu Europy – [patrz Revell] jak i absolutny gigant azjatycki w postaci Hasegawy. Po cichu liczę, że nie dojdzie do paradoksu, w którym to ramki ICM’u przepakowane przez Hase w Europie będą sprzedawane w pudełkach Revella. Zamiast R &D, postępu i zalewu cieszących modelarską brać produktów oznaczonych tagiem #newtool, niekończący się obieg wtórny rodem z katakumb dystopijnej sci-fi… Brrrr.
Zwróćmy uwagę – ICM bez lęku podchodzi z frezarką do tematów wielosilnikowych i drąży ją w metalu. Czyli na tyle umocnił się w technologii tzw. long runów, modeli wytwarzanych w formach metalowych, pod wysokim ciśnieniem, aby zapewnić im odpowiednio wysoką jakość. To ważny skok technologiczny, dotąd tematyka modeli samolotów dwu- i więcej silnikowych była opracowywana i wdrażana jako niższe jakościowo produkty z form metalizowanych, epoksydowych itd.
Ok, w w siedem-dwa ICM zaprezentuje w roku 2017 właściwie jeden nowy model – Dorniera Do-215. Focke-Wulf Fw-189 czy Polikarpow I-153, to warianty wcześniejszych produktów. Ale – zakładam, że z racji wspomnianego dużego skoku techniczno – jakościowego i projektowania cyfrowego, tematyka opracowana w bardziej sprzedawalnej skali 1/48, również zostanie zaprezentowana miłośnikom skali dżentelmenów.
Tyle w części pierwszej, części europejskiej i obejmującej produkcję wieloseryjnych long-runów.
W drugiej części chciałbym zapoznać czytelnika z nadchodzącymi nowościami z rejonu Dalekiego, Egzotycznego Wschodu, by na deser zaskakującym ruchem zajrzeć do czeskiego Shangri -La.
Kiedy cześć druga?